“To całe LGBTQ+ to jakiś wymysł XXI wieku!” - myślę, że większość z nas miała kiedyś styczność z tym fantastycznym zdaniem. Najczęściej jest ono wypowiadane przez ludzi starszych lub w średnim wieku i regularnie irytuje młodszą część rodziny przy stole. Co ciekawe, tego typu frazesy nie dotyczą jedynie orientacji seksualnych. Ja na przykład regularnie mierzę się z: „Teraz to każdy na wszystko uczulony! Kiedyś się gluten, laktozę, mięso jadło i wszystko było dobrze!”. Na pierwszy rzut oka te dwie kwestie nie łączą się w żaden sposób, ale można na ich podstawie dojść do pewnych wniosków. Rzeczywiście, kiedyś nie diagnozowano nietolerancji pokarmowych, dlatego nikt nie wiedział, czemu po wypiciu mleka boli go brzuch. Po prostu nie było takiej świadomości, problem zdawał się nie istnieć. Podobnie z osobami heteronormatywnymi — kilkadziesiąt lat temu nie było social mediów, nie było Internetu, więc naturalne jest to, że widoczność osób LGBTQ+ była znikoma. Aczkolwiek, fakt, że o czymś się nie mówiło, wcale nie znaczy, że to nie istniało. Świadomość społeczna zmieniła się diametralnie w przeciągu ostatnich lat. Nie zamiatamy już niczego pod dywan, nie „wchodzimy do szafy”, dlatego też mówimy o osobach nieheteronormatywnych zdecydowanie więcej i częściej — oddajemy im głos, aby mogli domagać się praw i szacunku. Nie dajmy się jednak zmylić, że nagle w XXI wieku każdy stwierdził, że bycie hetero jest niefajne i trzeba zaszaleć. Pragnę przypomnieć, tak na wszelki wypadek, że tak to nie działa. W dzisiejszym artykule chciałabym jednak przedstawić kilka postaci oraz kilka dzieł sztuki, które pokazują, że LGBTQ+ wcale nie pojawiło się w XXI wieku, a setki lat wcześniej…
RENESANS WCALE TAKI ŚWIĘTY NIE BYŁ…
O homoseksualizmie w sztuce możemy mówić właściwie już od czasów starożytnych, ale może nie będę cofać się aż tak daleko, dlatego zaczniemy od renesansu. Ten moment w sztuce kojarzy się nam raczej z podniosłymi, religijnymi dziełami, a tymczasem… po godzinach ci wielcy artyści często mało mieli wspólnego z religijnością i czystością. Oczywiście, nie ma zbyt wielu dzieł, w których znajdziemy bezpośrednie nawiązania do ich seksualności, ponieważ tworzyli oni prace głównie na zamówienie (kościoła, władz, czy zamożnych rodzin). Nie znaczy to jednak, że nie zachowały się notatki, szkice, czy prace, które trafiały do rodziny, przyjaciół i kochanków. Warto tutaj jednak wyjaśnić jedną rzecz — w wielu artykułach, jako argument popierający nieheteronormatywność artysty, przytaczany jest fakt, że w większości jego dzieł pojawiają się mężczyźni (często nadzy). Trzeba pamiętać, że przez wiele wieków mężczyźni traktowani byli jako jednostki idealne, o pięknych proporcjach, umysłach i umiejętnościach. Kobiety stały raczej u ich boku, nie grały głównych skrzypiec. Nic więc dziwnego, że chociażby szkice Da Vinci to w większości nagie ciało mężczyzny tak, jak 90% rzeźb starożytnej Grecji i Rzymu. No dobrze, skoro formalności mamy załatwione to przejdźmy do smaczków i poplotkujmy sobie trochę o wielkich artystach!
LEONARDO DA VINCI
Autoportret 1510-1515; Turyn, Biblioteka Królewska
Zacznijmy od jednego z najbardziej popularnych malarzy wszech czasów. Człowiek, który stworzył kultowy obraz odwiedzany co roku przez setki tysięcy turystów w Paryżu. Właściwie, ciężko powiedzieć, czym się zajmował — określenie malarz, artysta to za mało. Leonardo Da Vinci pasjonował się niemalże wszystkim, również swoją seksualnością. Twórca nie pozostawił zbyt wiele prywatnych notatek, przetrwały jednak zapisy urzędowe… Podobno, w 1476 został oskarżony, wraz z 3 innymi mężczyznami, o orgię z udziałem swojego modela Jacoppo Saltarelli. Warto zauważyć, że jeden z uczestników był wielokrotnie wcześniej posądzany o podobne zachowania, a należał do… jednej z najbogatszych florenckich rodzin! Oskarżenia zawsze były unieważnienie tylko i wyłącznie ze względu na pozycje społeczne uczestników. Co ciekawe, w dokumentach z tamtego okresu nie figuruje zapis „orgia” a „sodomia”. Brzmi dużo gorzej, prawda? Tak naprawdę, niewiele brakowało, a żadnej „Mona Lisy” byśmy teraz nie podziwiali, ponieważ wspomniana sodomia podlegała wówczas karze śmierci. Tak surowa kara była w praktyce niemalże w ogóle nie wykonywana, ponieważ bardzo trudno było udowodnić takie praktyki seksualne oskarżonym. Teraz zapewne wyciekłyby do pewnego portalu, nazwijmy go „Mopsik”, zdjęcia, nagrania, podsłuchy i sprawa byłaby jasna, jednak w XV wieku wielu osobom mogło się poszczęścić. Co ciekawe, mimo surowych kar za poszczególne „nieczyste” praktyki seksualne, homoseksualizm był raczej powszechnie tolerowany. Co więcej, w niektórych miejscach na świecie na osoby nieheteronormatywne mówiono wtedy Florentczycy.
ALBRECHT DÜRER
Kolejnym ciekawym XV-XVI wiecznym artystą, który zostawił po sobie ślady poszukiwania swojej seksualności był Albrecht Dürer. Warto w tym wypadku przyjrzeć się sztuce tego twórcy, ponieważ bardzo rzadko możemy u niego znaleźć jakiekolwiek żeńskie sylwetki. Szczególnie w grafikach, gdzie Dürer bardzo szczegółowo analizował męskie ciała — np: jeden z popularniejszych drzeworytów (”Łaźnia Męska”), który w wielu artykułach podawany jest jako poparcie orientacji seksualnej artysty.
“Łaźnia męska”; Nowy Jork, Metropolitan Musuem of Art
Jeśli sztuka sama w sobie nie wydaje się Wam wystarczającym argumentem, to warto tutaj przytoczyć inskrypcję jednej z grafik Dürera przedstawiającej znajomego artysty. Owy podpis brzmi: “with the cock in your asshole” (z ang. z kutasem w twojej dupie). Badacze odnaleźli także prywatne listy renesansowego malarza, które wysyłał do Pirckheimer’a (prawdopodobnie partnera życiowego). W niektórych notatkach możemy znaleźć także zapisy mówiące o tym, że dom Dürera będzie stał otworem dla pięknych kobiet, ale także dla niemieckich żołnierzy. No cóż, czyżby biseksualizm nie był jednak wytworem XXI wieku…
MANIERYZM, DWORY I ROZPUSTA
Chyba najwięcej przekazów dotyczących życia seksualnego sprzed kilkuset lat pochodzi z okresu dworskiego, manierystycznego. Na rynku jest mnóstwo książek, które skupiają się tylko i wyłącznie na tym aspekcie życia władców i bogaczy. Zasadniczo, sytuację XVI-XVII (i trochę XVIII) wieku można by opisać w trzech słowach: „sodoma i gomora”. Mimo iż, okres ten kojarzy nam się z rewolucjami, walkami, gilotynami i raczej brakiem swobody, płace były zupełnie innymi miejscami. Oczywiście, warto pamiętać, że nie było aż tak kolorowo — często nie przyznawano się do swojej orientacji, a, żony i mężowie musieli udawać, że wszystko było w porządku. Każde zachowania odchodzący „od normy” odbywały się w kuluarach. Doskonale te zależności pokazuje film „Faworyta” w reżyserii Giorgos’a Lanthimos’a. Trzeba tutaj podkreślić, że już na tamtym etapie historycznym przepaść między Polską a krajami zachodnimi była olbrzymia. Sodomia (czyli wówczas akty homoseksualne) były karane niemalże w całej Europie, jednak prawo to przez wiele lat nie było w żaden sposób egzekwowane. Tymczasem w Polsce panowało przekonanie, że udało się nam uciec “od sodomskiej plagi, której pełno widział na zachodzie”. No cóż, oczywiście, jak możecie się domyślać, od niczego nie udało nam się uciec — osoby nieheteronormatywne ukrywały swoją orientację, a dowody na to zachowały się jedynie w notatkach prywatnych.
Sztuka tego okresu odeszła już nieco od tematów religijnych, więc możemy nieco bardziej posługiwać się konkretnymi płótnami, a nie samymi domysłami.
SIOSTRY, A MOŻE KOCHANKI?
Gabrielle d’Estrées z jedną z sióstr 1575-1600; Luwr, Paryż
Jeden z bardziej znanych obrazów manierystycznych. Tytuł wskazuje na to, że są to po prostu siostry zażywające kąpieli na dworze (a umówmy się, to się często nie zdarzało…). Jednak, kiedy przyjrzymy się nieco uważniej, możemy dostrzec, że na płótnie zawarta jest duża ilość symboliki. Po pierwsze, wiele badaczy zastanawia się, czy kobiety na pewno są siostrami. W końcu dzieło jest anonimowe, malarz nie podpisał się, ani nie przyznał do tego obrazu — nie możemy więc być pewni, czy tytuł ma pokrycie z rzeczywistością. Sama Gabrielle nie miała najlepszej reputacji… Urodziła nieślubne dziecko królowi, mówiono, że jest rozpustna i nie raz nakrywano ją na romansach (nie tylko z mężczyznami). Trudno jest także nie zauważyć gestu wysuwającego się na pierwszy plan — podszczypywania sutka Gabrielle. Tutaj możemy natknąć się na kilka teorii: jedna z nich mówi, że symbolizuje to ciążę kobiety, druga, że jest to czysto erotyczny gest. Nawet jeśli rzeczywiście kobiety są siostrami, a symbolika dotyczy wyłącznie ciąży, warto pamiętać, że bardzo niewiele obrazów obyczajowych, dworskich ukazywało wówczas kobiecie piersi. Nagie sylwetki zarezerwowane były raczej dla dzieł inspirowanych mitologią. Dlaczego malarz zdecydował się tutaj na wyjątek? Nie dowiemy się tego już raczej nigdy, ale bez wątpienia, ukazał on, że dwory rządziły się swoimi prawami, a właściwie, według ówczesnego prawa, „bezprawiami”...
No dobrze, było trochę o tym, jak to wyglądało kilkaset lat temu, ale może teraz warto wspomnieć o nieco bardziej współczesnych artystach, którzy mieli zdecydowanie większą swobodę twórczą. Już w XX wieku artyści mogli bez większych problemów portretować swoją tożsamość seksualną, tym samym zwiększając świadomość w społeczeństwie. Trochę jak teraz social media. Oczywiście, nie możemy tych dwóch „platform” porównywać, ponieważ odbiorcami malarstwa była, i jest, relatywnie niewielka część społeczeństwa. Nie da się jednak ukryć, że był to pewnego rodzaju „Instagram”...
SKANDALE, SEKS I ART DÉCO, CZYLI TAMARA ŁEMPICKA
Nie sposób tutaj nie wspomnieć o jednej z najbardziej znanych polskich artystek XX wieku — Tamarze Łempickiej. Na pewno każdy z Was kojarzy jej charakterystyczny styl malarski, ale mało kto wie, że inspiracje czerpała ze swojego burzliwego życia. Czas największej płodności artystycznej malarki przypadał na I połowę XX wieku — wciąż były to więc czasy, kiedy swoją orientację seksualną trzeba było ukrywać. Sama Łempicka bardzo dążyła do tego, aby wyjść za mąż, mimo iż wiedziała, że narzeczony ją zdradza. Znana była jednak z wielu romansów, zarówno z mężczyznami, jak i z kobietami.
Patrząc na sztukę malarki łatwo można zauważyć, że zdecydowana większość jej obrazów przedstawia właśnie kobiety. Fascynacja „płcią piękną” (nie lubię tego określenia, ale potrzebowałam synonimów) wynikała z czystego podziwu i pożądania.
Tamara Łempicka przy pracy, fot: Getty Images
W przypadku Łempickiej nie musimy opierać się wyłącznie na jej sztuce, ponieważ zachowała się cała masa zapisków i relacji innych osób. W wielu artykułach możemy przeczytać o znajomości polskiej artystki z Natalie Barney, która wciągnęła malarkę w, jak teraz byśmy powiedzieli, undergroundowe paryskie klubu. Jeden ze znajomych Tamary Łempickiej mawiał, że owe imprezy kończyły się „licznymi spotkaniami wyznaczanymi sobie przez kobiety, które poczuły do siebie sympatię”. Niewątpliwie, artystka nie dawała zamknąć się w społeczne ramy i chętnie eksperymentowała ze swoją seksualnością.
BŁĘKITNE LOS ANGELES LAT 70
Już ostatnim artystą, o którym warto tutaj wspomnieć jest David Hockney, czyli brytyjski malarz tworzący w II połowie XX wieku. Każdemu bardzo polecam zapoznanie się z płótnami tego artysty, ponieważ przedstawiają one nie tylko inkluzywność (Word wciąż podkreśla to słowo jako błąd…) seksualną, ale także rasową. O ile Łempicka portretowała niemalże wyłącznie kobiety, o tyle Hockney skupiał się głównie na mężczyznach. Trudno się zresztą dziwić, bo to właśnie męskie ciała były dla niego najpiękniejsze i najbardziej pociągające.
David Hocney „Scena domowa”, 1963; kolekcja prywatna
Co ciekawe, Hockney prawie nigdy nie skupia się na twarzach swoich postaci — pozostają oni całkowicie anonimowi bez konkretnych cech dystynktywnych. Artysta skupia się na ciałach, bo to one stanowią dla niego przedmiot pożądania. Warto dodać, że Brytyjczyk zaczął uzewnętrzniać swoją orientację seksualną już w liceum i chętnie ukazywał ją w pierwszych pracach. Były to nieśmiałe początki, które po przeprowadzce do Los Angeles zmieniły się w obrazy podziwianie obecnie w muzeach na całym świecie.
David Hockney “We two boys together clinging” 1961
Artysta nie bał się mówić głośno o swojej orientacji, mimo iż powyższy obraz powstał, gdy homoseksualizm był jeszcze w Anglii nielegalny! Swoją drogą, myśl o tym, że w jednym z zachodnich krajów osoby nieheteronormatywne mogły porzucić strach przed karą nieco ponad 50 lat temu, jest przerażająca…
Myślę, że cały artykuł bardzo dobrze ukazuje drogę, jaką artyści przeszli w ukazywaniu swojej tożsamości seksualnej — od kilku prywatnych notatek do kilkuset ogólnodostępnych płócien. Warto zwrócić szczególną uwagę na różnicę między Łempicką a Hockneyem, którzy tworzyli przecież w tym samym stuleciu. Polska malarska portretowała swoje preferencje niedosłownie, najwięcej wiemy z samych notatek, podczas gdy brytyjski twórca od początku mówił, a właściwie malował, wprost o swojej orientacji. Pamiętajmy o tym, że nawet teraz jest mnóstwo osób, które boją się „wyjść z szafy” ze strachu przed stygmatyzacja społeczną. Artystom bywa łatwiej, ponieważ mogą zrobić to symbolicznie, poprzez swoją sztuką, ale nie zapominajmy, że nie każdy ma takie możliwości. Jeśli jednak miałabym wyciągnąć najważniejszy wniosek z mojego artykułu, powiedziałabym: to, że czegoś nie widzisz, nie masz z czymś styczności, wcale nie oznacza, że to nie istnieje…